Szczecin. Felietony. Redaktor Kierunkowy. Felieton #1. Nowy ul w Szczecinie

07/10/2011 6 przez kierunek Szczecin

Całkiem niedawno otwarto w powiatowym mieście Szczecinie nowy ul…

Dokładnie! NIE nową ulicę, lecz nowy ul…

Ul czyli takie miejsce do którego ciężko pracujące pszczółki znoszą jeszcze ciężej zebrany owoc swojej pracy – pyłek…

Z tego pyłku powstaje później miód. Omawiany tutaj ul nie stanowi wyjątku – w nim również powstaje miód. Miód dla królowej ula (lub przynajmniej jego/ich posiadacza/właściciela).

Na początku jako osoba która nie nadąża za trendami, stajlem i w ogóle byciem na czasie postanowiłem, że nie będę jedną z tych pszczółek (co mi się w pewnym sensie udało). Obiecałem sobie, że moja noga tam nie postanie. Nie i już! Ot kolejny ul do którego trzeba znosić pyłek, żeby królowej żyło się lepiej…

Jak to w życiu bywa zwykła ciekawość wygrała i w końcu udałem się do ula…

Było już ładnych kilka dni po jego uroczystym otwarciu więc spodziewałem się, że będzie (jak na ul) spokojnie… Jednak już wchodząc do środka zdałem sobie sprawę, że rzeczywistość lekko skoryguje moje wyobrażenie o tym miejscu…

Po pierwsze – czego się akurat spodziewałem – w ulu panowało nieznośne wręcz bzyczenie (nie mylić z bzykanie). Pszczółki bardzo zajęte odwiedzaniem poszczególnych komór ula (i składaniem tam swojego pyłku) generowały straszny, monotonny hałas…

Później, w trakcie odwiedzania tych komór hałas był jakby raz mniej, raz bardziej dokuczliwy co było ściśle związane z warunkami panującymi w aktualnie odwiedzanej komorze… Odkryłem także, że generowany szum jest proporcjonalny do ilości pyłku zostawianego w danej komorze… Im więcej drogocennego pyłku pszczółki zostawiają tym jest głośniej. Były także komory w których było dosyć cicho, ale tam z kolei nie było pszczółek…

Postanowiłem się jednak nie zrażać i „zwiedzić” cały ul. Na dłużej zatrzymałem się jedynie w komorze podawania napojów gorących, ale z uwagi na ilość pszczółek stojących w kolejce… poddałem się i zrezygnowałem…

Kilka z komór było bardziej interesujących od pozostałych jednak nerwowość pszczółek zlatujących się po to aby zostawić tam swój pyłek zniechęcała do dłuższych obserwacji.

Po „zwiedzeniu” całego ula kiedy udało mi się w końcu z niego wyjść byłem z siebie zadowolony – mój stan pyłku pozostał nietknięty! Co więcej dwie śliczne pszczółki w jednej z komór dały mi fartuszek kuchenny. Co prawda jest on czerwony, a na nim są dwa słowa w niemieckim języku, które (jak odkryłem po przewertowaniu słownika) układają się dosyć nielogicznie w „ Świat Obraz”, ale co mi tam…

Z pozdrowieniami
redaktor Kierunkowy